Meratronik P303 (Brand New) complementary dual tracking power supply przebudowa / rewitalizacja |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Prolog Oto kolejna opowiastka z sequela `nie miała baba kłopotu`. Rzecz o tym będzie, że przytrafił mi się zasilacz od Meratronik taki jak w tytule i choć z aparycji ładny i kompletny to w środku niestety umieralnia. Powstało zatem pytanie - czy silić się na naprawę oryginału czy przebudować wnętrze urządzenia zachowując klimatyczny look&feel sprzętu laboratoryjnego z lat 80-tych. Brak jakiejkolwiek dokumentacji nie napawa optymizmem. I jak tak zerkam za siebie teraz, to z neonowym multimetrem V543 i jego ogarnięciem miałam mega komfort - dokumentacja świetna i gogolowanie owocne. Możliwe, że wynika to z niewielkiej popularności tego akurat modelu w czasach dzisiejszych, nie jest takim obiektem pożądania jak konstrukcje V640, V543, no i umówmy się - ±40V/500mA to nie są parametry zbyt praktyczne we współczesnym, amatorskim warsztacie. Inne modele meratronikowych zasilaczy jak P313 czy P321 są o niebo lepiej udokumentowane, ponieważ choć starodawne to dalej są użyteczne i osiągalne za kwoty całkiem przystępne. A jak już mówimy o kwotach - parędziesiąt złotych kosztowało mnie odkupienie tego ustrojstwa, drugie tyle poszło na benzynę, ponieważ musiałam wykonać wycieczkę krajoznawczą pod Radom i nazat, wszystkie kawusie po drodze wliczone w koszty operacyjne. Tak więc za blisko stówkę mam super obudowę, kompletną z dokładnością do dwóch plastikowych łapek. Mam sprawne i jak się dalej okaże bardzo wdzięczne do adaptacji (przeskalowania) wskaźniki analogowe. No i ewentualnie wnętrzności do zagospodarowania, choć z nich najważniejszy transformator to pasuje sam do siebie i pewnikiem pójdzie w ludzi, na wymianę. Kupny, sklepowy dwukanałowy zasilacz o takich jak sobie założyłam parametrach to koszt 400...500 złotych minimum, zatem póki nie zbliżę się do tej umownej granicy - zabawa w redesign P303 będzie miała głębszy sens ekonomiczny. Gdy jednak cały ten projekt stanie się skarbonką, dalsza zabawa także będzie miała sens, ale już raczej ambicjonalny, a o kosztach wspominać nie będę. No i dłubanie w starociach dla samego dłubania to także świetna zabawa, wydana kasa to z tego punktu widzenia sprawa wtórna i nie ma specjalnego znaczenia. Jeżeli chodzi o rozwiązania układowe, to dla wariantu z zasilaczem liniowym opcji jest kilka. Do wykorzystania jest para LM317+LM337, która w zasadzie całkowicie załatwia mi temat regulacji napięcia, podcięcia prądowego i zabezpieczenia termicznego samych stabilizatorów. Rozwiązanie to jest najprostsze, najtańsze ale oprócz wielu innych zalet ma jedną podstawową wadę - nie pasuje zupełnie do klimatu `early eighties`. Potrzeba mi rozwiązania układowego, którego realizacja będzie możliwa przy wykorzystaniu nieco oldschoolowych elementów, choć współcześnie dostępnych to jednak mających korzenie swe w poprzedniej epoce. I dlatego tez celuję w konstrukcję opartą na układzie stabilizatora LM723 wspartego wzmacniaczem operacyjnym oraz garścią pomniejszej drobnicy. Jako akcent muzealny - docelowo układy scalone będą w obudowach TO-99, wzmacniaczki operacyjne w oryginalnym Meratronik P303 takie właśnie były. No i będzie to chyba dobre zadośćuczynienie za nowobogackie wstawki jak toroidalny transformator czy późniejsze SCPI na Raspberry PI...Wszelkie dalsze me knowania będą mocno na motywach poniższych opracowań: ⇨ Symetryczny zasilacz laboratoryjny ⇨ AVT1253 Zasilacz symetryczny Oczywiście nie odtworzę żadnej z tych konstrukcji literalnie, to nie po mojemu - to po raz, a po dwa - muszę wpasować się w realia istniejącej obudowy, a szczególnie płyty czołowej, a to będzie rzutowało na detale rozwiązań układowych. A jak to się dalej wszystko potoczy - zobaczymy. Założenia projektowe Finalnie urządzonko ma posiadać parametry jak niżej: Odnośnie obudowy i efektu wizualnego - pragnę zachować zgodność z oryginałem, z dokładnością do przeskalowania przyrządów, kolorowej lampki od zasilania i ukryciem na tyle obudowy przełącznika ogranicznika prądowego. Schematy, opisy - techno ☘ schemat ogólnopoglądowy, zwany także blokowym ![]() Nowa wersja zasilacza koncepcyjnie niezbyt różni się od prezentowanej w EP czy na stronie Mirley i nadal pozostajemy w klimatach konstrukcji typu master-slave, powstały jednak pewne zmiany natury architektonicznej. Po serii eksperymentów z ogranicznikiem prądowym uplasowanym bezpośrednio w otoczeniu tranzystora regulacyjnego wyszło mi na to, że rozwiązanie to jest dobre i owszem, ale jako zabezpieczenie 'ostateczne', aktywujące się w sytuacji zupełnie kryzysowej. Ujawniło się zbyt wiele czynników (β tranzystorów, ich UBE, tolerancja wartości rezystora szeregowego) sumarycznie dyskwalifikujących ten układ jako precyzyjny i konfigurowalny regulator prądu. I stąd pomysł na wykorzystanie układów LM317/337 w konfiguracji źródła prądowego, to mi zadziałało wyśmienicie. Regulatory napięcia - wiodący oraz nadążny są układowo zgodne ze wspomnianymi opracowaniami, tam większych zmian nie było, tylko rekalkulacja wartości układu aplikacyjnego. ☘ rcl (rectifier and current limiter) - blok prostownika i ograniczników prądu ![]() Wejściem bloku jest prostownik D100 w układzie Graetza wraz z kondensatorami filtrującymi C100,C101 (elementy bloku ujemnego to odpowiednio U/R/C/D2xx, o ile nie napisano inaczej), mostek w konfiguracji do pracy z dzielonym uzwojeniem transformatora. Pierwszym, zgrubnym jego zabezpieczeniem jest para bezpieczników topikowych F100,F200 o wartości półtora ampera. Układ LM317 (U100) pracuje w konfiguracji źródła prądowego, maksymalny prąd wyznaczany jest z prostego, ale dobrze oddającego rzeczywistość równania Imax=1.25/R, gdzie R to rezystancja w gałęzi VO-ADJ kostki. Napięcie Uref, katalogowo podawane jako 1.25V ma jak zaobserwowałam dość powtarzalną wartość i można je bezpośrednio przyjąć do obliczeń. Niezależnie od stanu przekaźników gałąź ograniczenia prądowego (VO-ADJ) zawiera rezystor R103 szeregowo połączony z R104, wartości dobrane tak, aby maksymalny prąd wynosił około 50mA, decydującą rolę ma tu R104. Kolejne progi prądowe wybierane są poprzez równoległe dołączenie rezystorów R105...R108, ich wartości wynikają z przeliczenia vs oczekiwane wartości Imax. Zaletą takiej konfiguracji jest zachowana ciągłość obwodu podczas przełączania Imax, praca styków przekaźników PK1..PK4 nie przerywa toru zasilającego. Prąd maksymalny dla wybranego aktywnego przekaźnika obliczamy ze wzoru: Imaxn=1.25/(R103+R104||R10n) gdzie n={5,6,7,8} Oczekiwaną moc rezystorów możemy oszacować na podstawie prostego równania: Pn = 1.25*Imaxn Gdyby była konieczność ponownego przeliczenia progów prądowych, wartości R105..R108 należy wyliczyć z przekształconego wzorku na Imax, należy też pamiętać o tym, że wartości R są z szeregu, więc nie lamentujmy, gdy chcemy 500mA a finalnie wyjdzie nam przykładowo 510mA. Pomiar prądu zrealizowany jest metodą pośrednią, po prostu mierzymy spadek napięcia na rezystorze ogranicznika R103. Mikroamperomierze MER-72 które zastosowano w P303 oczekują 100uA dla pełnej skali, rezystancja ceweczek RM1,2 jest około 2.2kΩ, łatwo wyliczyć, że daje to wymagane dla pełnego wychylenia 220mV. Spadek napięcia na rezystorze ogranicznika R103 o wartości 0.3Ω przy prądzie roboczym 1A to 300mV – widać zatem, że potrzeba dodatkowego rezystora szeregowego (posobnika) dostosowującego parametry ustroju do takich poziomów napięcia. Sprawę załatwia rezystor R109 wespół z potencjometrem P100. Wartość potencjometru P100 dla ustalonego R103 określamy równaniem: P100=(300mV–Im*(Rm+R109))/Im gdzie Im=100uA, Rm=2.2kΩ Dla rezystora R109 o wartości 560Ω wykalkulował się potencjometr około 240Ω, czyli realnie: wieloobrotowy 500Ω załatwia sprawę, nawet przy sporym rozrzucie wartości pozostałych elementów. Słowo o diodzie D101 – zwykła, prostownicza pracująca jako zabezpieczenie kostki LM317 przez wyższym niż wejściowe napięciem ze strony wyjścia. Tak, zdarzają się awarie, a podczas eksperymentów miałam okazję uśmiercić w taki sposób jeden LM co wykazało, że one jednak nie są niezniszczalne. Dolny tor i jego elementy liczymy analogicznie, to jest kalka. Przekaźniczki PK1...PK4 to klasyczne Relpol serii 84, dwa komplety przełączalnych styków, w moim przypadku cewka jest na 24V. Napięcie zasilające przekaźniki trzeba sobie dobrać zależnie od planowanego sposobu sterowania, nie rzutuje to na parametry robocze toru prądowego. ☘ blok sterowania ogranicznikiem prądu i sygnalizacji ![]() Modułek dość prowizoryczny, ale jakoś tak czuję, że popracuje dłuższą chwilę, więc opisać go wypada. Z uwagi na przekaźniczki 24V na wejściu mamy lokalny zasilacz (regulator napięcia) w typowym układzie dioda Zenera D304, jej prywatny rezystor R300 i podpórka na tranzystorze średniej mocy T300. Wybrałam BD135 ponieważ całe ich pudełko posiadam, a przy niewielkim (kilkanaście mA) obciążeniu nie potrzeba mu radiatora. Wybór przekaźnika odbywa się pierwszą sekcją pięciopozycyjnego przełącznika, napięcie +24V jest podawane na cewkę przekaźnika, dioda D314 zabezpiecza tranzystor przez `zastrzeleniem` przez impuls napięciowy z rozwieranej cewki. Druga sekcja przełącznika poprzez układ kombinacyjny na diodach D305..D311 steruje pracą diody RGB pełniącej rolę wskaźnika zasilania oraz kolorem swym informującej o aktualnej nastawie Imax. Układ z diodek jest dziwaczny, więc wyjaśniam: dla pierwszej skrajnej pozycji przełącznika (oznaczona 0), gdy nie jest załączony żaden przekaźnik – nie jest też aktywna żadna ze wspomnianych diodek sterujących i LED RGB pracuje na pełnych obrotach, wartości rezystorów R301..R303 dają w efekcie kolor biały. Pamiętamy, że taki kolor przypisałam do odcięcia 50mA. Kolejne pozycje przełącznika, oprócz zmiany przekaźnika wybierają kolejne diody, co powoduje zwieranie (eliminację) z układu wybranych składowych diody RGB. I tak, aby zaświecić niebieski (Imax=100mA, pozycja numer 1) aktywują się diody D310,D311 zwierając kolory czerwony oraz zielony, te zatem gasną. Pozostaje niebieski, o który nam się rozchodziło. Reszta działa na analogicznej zasadzie. Może to i dzikie rozwiązanie, ale skuteczne i zawiera już w sobie jakby fundament dla układu zbierania informacji o nastawie prądu – wystarczy w szereg ze składowymi diodami RGB dać diody transoptorów – tabelka z wartościami logicznymi RGB odpowie na pytanie co jest tak naprawdę ustawione. ☘ trace - blok regulatorów wiodącego i nadążnego ![]() Blok regulatorów napięcia składa się z dwóch części – wiodącej i nadążnej. Część wiodąca zrealizowana w/g wspominanych wcześniej opisów, choć otoczenie tranzystorów regulacyjnych uprościło się o brak elementów ograniczenia prądowego. Kostka LM723 (U101) pracuje w typowym dla siebie układzie aplikacyjnym, aczkolwiek nie wykorzystuje wbudowanego wsparcia dla kontroli prądu maksymalnego. Wewnętrzne napięcie referencyjne na poziomie nieco ponad +7V jest dzielone przez parkę rezystorów R100,R101 określając wartość zewnętrznego napięcia referencyjnego (dalej Urefext), a przez co i minimalnego napięcia wyjściowego prostą zależnością: Urefext=7V*R100/(R101+R100) Dla ustalonego R101 można dobierać R100 zależnie od posiadanego egzemplarza LM723, napięcie wewnętrznej Zenerki w moich blaszanych okazach było z zakresu mniej więcej 7.1-7.2V Kolejna sprawa do obliczenia to rezystancje decydujące o maksymalnym napięciu wyjściowym, w międzyczasie wybieramy też wartość potencjometru regulacyjnego. Z potencjometrem P1 manewru wielkiego nie ma, dostępne mamy popularne wartości wieloobrotowców 10kΩ, 22kΩ czy 47kΩ (a raczej w taniej chińszczyźnie – 50kΩ). Pozostaje wybranie sobie napięcia maksymalnego i dobranie rezystora R2. Tu, przy okazji uproszczenie - rezystor R3 ma tak małą wartość w porównaniu z resztą, że nie jest uwzględniany w obliczeniach, w układzie pełni rolę jakby techniczną – zapobiegając bezpośredniemu zwarciu wejścia odwracającego wzmacniacza błędu LM-ki do wyjścia zasilacza. Wracając do napięcia wyjściowego – wzorek jak poniżej (data-sheet, konfiguracja dla Uref>7V): Uout = Urefext*(P1+R2)/R2 Z powyższej zależności można ewentualnie wyliczyć sobie oczekiwane R2 przy ustalonych Uout i posiadanym potencjometrze. Układ nadążny oparty o kostkę LM741 (U201), w sumie robi to samo co LM723, tylko napięciem do porównania jest dla niego wirtualne zero (z suwaka potencjometru P2 obecnego w gałęzi R4,P2,R5). Potencjometr P2 o wartości około 5% wartości całego dzielnika rozpiętego pomiędzy terminalami służy do dokładnej regulacji symetrii, punktem odniesienia jest twarda, fizyczna masa, której potencjał kostka ‘741 widzi przez rezystor R210. Jego wartość nie jest krytyczna, ale wyszło mi na to, że najlepsze wyniki (zachowanie symetrii w całym zakresie regulacji Uout) jest , gdy ma on wartość nieco mniejszą od R4||R5, polecam eksperymenty na różnych układach LM741. Regulację symetrii (równość ujemnej i dodatniej połówki) dokonuje się mając już ustawione napięcie główne – dodatnie, ale jest to raczej korekta na poziomie ułamków wolta i w większości przypadków asymetria na poziomie np. ±150mV w całym zakresie zupełnie nie przeszkadza. Elementy wykonawcze obu regulatorów to tranzystory mocy T101/T201 w konfiguracji Darlingtona z pomocnikami mniejszej mocy. Tranzystory T100,T200 pracują na płytce drukowanej, dla tych parametrów zasilacza nie potrzeba im radiatorów. Na koniec pozostało wyliczenie posobnika, aby mikroamperomierz M1 zamienić w woltomierz. I ponownie, proste równanko: P3=(Uout–Im*(Rm+R6))/Im gdzie R6–zakładamy sobie np. 200kΩ, Im=100uA Wyliczony potencjometr to około 30kΩ, zatem finalnie ląduje tam wartość z szeregu 47kΩ lub 50kΩ, regulacja pokryje nam wszelkie rozjazdy wynikające z tolerancji elementów. Drobny komentarz odnośnie samego wyjścia zasilacza: diody D102/D202 podłączone zaporowo to kolejne drobiazgi mające zabezpieczyć tranzystory regulacyjne przez kłopotem w przypadku załączania (a właściwie odłączania) mocno indukcyjnych obciążeń – jakichś elektromagnesów, silniczków, przekaźników etc. ☘ woltomierz i amperomierz ![]() ![]() Otoczenie mierniczków M1 i M1 jest dość ubogie, składa się z dwóch par przeciwsobnie podłączonych szybkich diodek (D300...D303), które zabezpieczają same ustroje przed przyłożeniem (na skutek błędu lub awarii) niebezpiecznego dla nich napięcia. Jak wspominałam, pełne wychylenie wskazówki jest przy napięciu nieco ponad 200mV, zatem wszelkie napięcia ponad 0.6V wprawdzie przeciążą chwilowo ustrój, ale trwale raczej go nie uszkodzą. Te diody to drobiazg, w czasie normalnej pracy zasilacza są zupełnie niewidoczne układowo, ale podczas regulacji czy innych zabiegów na wnętrznościach - oby się nikomu i nigdy nie przydały. ☘ pomiary Tabela z wartościami napięć w oznaczonych miejscach układu, pomiar cyfrowym multimetrem 3.5 cyfry na zakresie 200V względem masy układu, o ile nie napisane inaczej.
Wyliczanki do ogranicznika prądowego oraz regulatora napięcia: rozmieszczenie elementów na płytkach drukowanych ![]() ![]() ![]() ![]() schemat montażowy całości, orientacja płytek drukowanych dla widoku od tyłu obudowy ![]() Bieżący raport z rupieciarni Staram się, aby przyrost w zdjątkach w miarę odpowiadał temu co się wyrabia w temacie zasilacza, kolejność - the most recent first, w ten sposób nie trzeba skakać na koniec strony. Fotoplastikon jak zwykle okraszony drobnym komentarzem w miejscach gdzie uważam, że warto.
Kolejny wpis kumulacyjny i szczególny o tyle, że w tej edycji - ostatni. Gifcikowe nóżki zamontowane na brzuszku zasilacza, czarne łapy, jak w oryginale były - do pudełka, a nuż się kolejny grat trafi do zagosporadowania. Wygląda ładnie, działa w porządku - po chwili zastanowienia docelowy układ taki, że będzie nad Meratronikiem V543. Wprawdzie multimetr potrafi się nagrzać, ale jednak dociążony zasilacz to inna kategoria, on zatem na wierzchu. No i jednak łatwiejszy dostęp do wnętrza w razie potrzeby. Finalna wystawka taka, wyjątkowo dżenderuśny Rigol bez pokrowca, taki to zestaw zabawek sobie jest. Fin.
Wpis kumulacyjny niestety, oj, odrobinę sobie poluzowałam i od razu zaległości, nadrabiamy zatem. Na początek układem do testowania odpowiedzi zasilacza na pobudzenia skokowe, czyli gwałtowne załączanie obciążenia, póki co o charakterze czysto rezystancyjnym, czyli żarówkach. Schemat gadżeciku jest trywialny - dwa tranzystory: BD135+BD354 w układzie Darlingtona, pracujące w formie klucza sterowanego sygnałem prostokątnym z generatora KZ-1404. Test na żarówkach halogenowych: Dalej skupiłam się na momencie załączenia i zaniku obciążenia - oto ekrany z cukierkowego Rigola, zmiany obciążenia są dla szyny `plus`, poniżej przebieg napięcia na tejże. ![]() ![]() Tak zupełnie dla ciekawości - a jak zachowuje się z momencie obciążania szyny plus szyna ujemna, będąca w stanie jałowym, no i proszę - tor śledzący na LM741 małpuje wszystko, włącznie z oscylacjami napięcia sterującego. ![]() ![]() No i oczywiście odrobina zabawy, fala prostokątna 500kHz, po lewo plus, po prawo - minus, a do halogenków jest ponad metr grubych przewodów, średni prąd lampek to około 200 mA i co wyszło? ![]() ![]() Wyszło `Lato z Radiem` normalnie! Testy dla częstotliwości ze skali mojego Amator 2 - 170kHz i 240kHz pokazały, że nośna AM grzmoci w pokój, że hej. A mój Amator 2 zbierał to tylko na antence ferrytowej, bo radio jako takie mam niepodłączone, pracuje jako wzmacniacz jeno do muzyki z komputera. Zasilacz i kłąb kabli do lampek jest w odległości około dwóch metrów od radioodbiornika.
Widok serwisówki do Meratronik P303 tego dnia właśnie, gdy dopchnęłam kolanem ostatnie detale projektu, no to była mocna rzecz. Nie zacytuje słów, które wtedy padły, ponieważ pewnie i tak większość ich nie zna (i w sumie to dobrze). No i potoczyło się tak, ze na pamiątkę broszurka jest u mnie, a skany w linku poniżej, uwaga zip wypaśny nieco i ma 15MB. Kolejna sprawa to przyszły sobie pocztą Raspberry PI Zero z radyjkiem oraz hallotronowe czujniki prądu ACS723-5A, ale super. Zaczynamy zatem powolutku knowania nad monitoringiem zasilaczyka, oj tu też sporo pracy się szykuje. Skany instrukcji serwisowej zasilacza Meratronik P303: ➮ Meratronik_P303.zip
Ostatnie rzuty okiem na wnętrze otwartego zasilacza. No to skręcamy koleżkę sympatycznego po blisko dwóch miesiącach paradowania w negliżu. Panele obudowy przetarte alkoholem, coraz poważniej zastanawiam się nad wymianą plastikowej okleiny. Można dostać folię samoprzylepną "w marmurek" i to w różnych kolorach, jakby tak w czerń polecieć? Zobaczymy jeszcze. Zdjęcia zadeczka oraz...no cóż, zaczynamy rewolucję w organizacji biurka. Witamy nowy nabytek serdecznie. Papierologii ciąg dalszy, pomiar napięć w wybranych punktach układu dla stanu jałowego pracy oraz sporego obciążenia, to do serwisówki oczywiście.
Drobne robótki na tyle zasilacza, przy listwie lutowniczej. Skoro radiatory cieplejsze nieco, niż się spodziewałam, to jednak nie ma co zwlekać i trzeba już teraz zamontować na nich czujniki temperatury. Zatem na obu kaloryferach lądują LM35, ale w metalowych obudowach TO-220, a trzeci czujnik LM35, taki plastikowy - na przylepiec do transformatora. Zestaw czujników ma własną masę, rozłączną galwanicznie względem zasilacza, w komplet sygnałów na listewce, na zadku. No i nowe śrubki do paneli bocznych obudowy, uwielbiam naszą Castoramę! No i nadeszła chwila na spis z natury, to zalążek mojej własnej instrukcji serwisowej. Wszelkie połączenia opisane być muszą, bo jak mi tam coś sieknie to z naprawą dramat będzie. Już z czarno-czerwonym Lucyferkiem kłopot mam z serwisem, bo strach w nim grzebnąć po ponad dziesięciu latach...
Zagadnienie kontrolki ogranicznika prądowego. Ledzik RGB wpuszczony w zdobyczny transparentny kapturek, utrwalenie pozycji na glutki na gorąco. Finalnie kontrolka wyszła chyba dość zgrabnie. Cała paka diodek BAVP17, kilkaset ich, to jakaś okazja z Wolumenu z tego co pamiętam, heh, do końca życia mi ich starczy. Układ zmontowany na uniwersalce, to tymczasowe rozwiązanie do czasu opracowania SCPI. Ale pewnikiem kilkanaście tygodni podziała, więc raczej solidnie zrobione choć akurat w estetykę już się nie wczuwałam zanadto. Na tyle przyrządu płytka mieści się spokojnie, jej okablowanie dołączyło do reszty przewodów centralnie biegnących przez obudowę, mała gałeczka na tyle prawie nie rzuca się w oczy. Czas na testy działania ograniczenia prądowego. No deko stracha miałam, ale nie ma zlituj, konstrukcja ma to przetrwać albo się na stole spalić. I lepiej teraz niż potem, przy okazji coś mi niszcząc. Zatem proszę - radosne dociążanie zasilacza, tu akurat tor dodatni. Wartości mierzone bardzo zbliżone do teoretyczne wyliczonych. ![]() Testy jak zachowa się zasilaczyk przy maksymalnym prądzie i napięciu - w tej wersji wychodzi mi 25V @ 0.9A, co jest dość dobrym i zadowalającym mnie wynikiem. No i oczywiście testy zwarcia terminali zasilacza, radosne kręcenie ogranicznikiem prądowym przez moja pomagierkę na zasilaczu wrażenia nie zrobiło - w pełni zwarcioodporny się okazał. Test toru wiodącego, napięcie dodatnie. Test toru śledzącego, napięcie ujemne.
Taki oto indykator ogranicznika prądowego wziął się i wykluł w ramach ataku weny twórczej. Diody RGB mam akurat wspólna anoda, więc logikę sterowania kolorów musiałam odwrócić, czyli przełącznik i układ diodowy wyłącza kolejne składowe. I w sumie niegłupie to jest, ponieważ przełączniczek obrotowy na jednej ze skrajnych pozycji całkowicie rozwiera styki, to położenie przeznaczyłam na minimalny prąd, 50 mA. Wtedy nie pracuje żaden przekaźnik, żaden kolor nie jest wykluczany, dioda świeci na biało. Szkic schematu do kompletu. ![]() I testowanie jakie kolorki wychodzą, finalnie ledzik ma trzy różne rezystory dla kolejnych kolorów, diody pracują z prądem około 2 mA. ![]()
Duchota straszliwa to i chęci do pracy nie ma. Ale aby robótki w miejscu nie stały nowa, porządniejsza wersja testowego obciążenia. Cztery halogenki 12V/10W zapięte w girlandę, szeregowo, na kawałku kostki elektrycznej. Można łączyć tak lub śmak, cudak ten nadaje się do dociążania obu kanałów na raz, nawet niesymetrycznie, w np. układzie 1+3. No i mam fajową lampkę w pokoju, czyż nie?
No, teraz mogę się już przyznać - jeden mostek do zwierania zacisków zapodziałam w tym pierdyliardzie rupciów i dlatego też na poprzednich zdjęciach ich nie ma w ogóle. Wściekło mnie to straszliwie, ponieważ takiej blaszki nijak się domowym sumptem ładnie nie da w/g mnie dorobić, no a przynajmniej ja nie umiem :(. A wszelkie prowizorki i imitacje będą wyglądały jak...imitacje, więc albo oryginalne albo wcale. No ale odnalazło się maleństwo, zatem komplecik trzech został oczyszczony w autorskiej mieszance: płyn Cif, ocet i kwasek cytrynowy. Smród nieziemski z tego poszedł, no masakra normalnie ale metal pięknie się oczyścił i nowe mostki mogłam zamontować na zaciskach. Mocowanie mostków oznaczało zdjęcie frontowego panelu, więc korzystając z okazji podregulowałam sobie nieco pozycje potencjometru do napięcia, tak aby zmieściła się materiałowa podkładka, uniemożliwiająca zadrapanie pokrętłem delikatnego przodu. Eksperyment z materiałem nie wyszedł, ale skubnęłam Tośce kawałek filcu, co się został z plastyki ze szkoły i jest super, jeden milimetr grubości, a otworek zrobiony dziurkaczem. No i można się nacieszać gałeczką od głośności, super! Nie mam póki co zdania, czy zostawię oryginalną srebrną dupeczkę-zaślepkę czy zamienię na czarną, bo takową także mam. Póki co jest oryginalna, metaliczna. Tak ogólnie z gałką, a właściwie samym potencjometrem jest problem, ze średnicą ośki znaczy się. Takie helipoty Telpod i inne, normalne mają jakieś 5.95 mm średnicy i typowe gałeczki od starego sprzętu idealnie pasują, luz jest mikrusi i wszelkie śrubki zaciskowe idealnie pracują. A tu chińska podróbka i klops - mamy 6.25 mm średnicy, co oznaczało konieczność skaleczenia wnętrza gałeczki pilniczkiem i papierem ściernym. No ale co zrobić, a z takimi drobiazgami teraz walka będzie...
Montaż nowej skali dla amperomierza. Ta jedynka na końcu mnie strasznie męczy, krzywa jakaś mi się zrobiła, tak więc do poprawy przy najbliższym gmeraniu wewnątrz. A póki co mamy ustrój 100uA przeskalowany do 1A. Zabudowa mikroamperomierzy, szkic sytuacyjny machnięty od ręki, oczywiście dodatkowe diodki BAVP17 zabezpieczające ustrój, chyba głównie przede mną... Montaż reszty klamotów na tyle przodu, straszna dłubanina ale tą pracę trzeba wykonać porządnie, bo dostęp potem do tego miejsca jest strasznie upierdliwy i poprawek łatwo zrobić się nie da. Aby nic się aluminiowemu przodowi nie stało jednak podusia poszła w ruch, jakkolwiek śmieszne się to może wydać że lutuję na poduszce to była to dla mnie konieczność. No przecież jakby się przód drasnął to bym się zapłakała chyba. Rzut oka na tymczasowe zmiany w elementach na chwile przed odlutowaniem prowizorek i wmontowaniem właściwych wartości w płytkę. No i gotowy panel przedni. No i składamy grata w całość, oj sporo emocji i niecenzuralnych mruknięć pod nosem. Ciasno i niewygodnie ale jakoś poszło. Prosty lokalny regulator napięcia do zasilania przekaźniczka od ogranicznika prądowego. Ot, Zener 24V, BD139 i rezystor 2k, póki co na tej prowizorce chce wygrzać urządzenie i wykonać pierwsze testy czy w ogóle nie gruchnie po włączeniu konkretnego obciążenia. No i proszę, oto moja nowa lampka nocna - test na 10W halogenku, działa cudnie. Odczyt napięcia wyregulowany, odczyt prądu także. Dojechałam do jakich 0.8A i póki co wystarczy na dziś eksperymentów, zmęczona jestem deko i rozdygotana jakby i głupim ruchem jakowymś mogę zabić tego cudaka, po co kusić. No to finalnie sprawdzenie na dwa kanały - symetryczne obciążenie. Tracking trzyma, podcinka także działa. Jest nieźle, ponieważ... Do poprawy, już po pierwszych testach: Tak ogólnie to testy wieczorem, ale gorąc w pokoju spory; urządzenie za to bez boczków i góry, stelaż na świeżym powietrzu więc i cyrkulacja w sumie dobra, a co będzie jak się go zamknie? Zastanawiam się nad małym wentylatorkiem przed sekcją rezystorów CL-a, zobaczymy jeszcze.
Po testach wstępnych na dywanie (ostatnio coraz więcej robię na dywanie, nie tylko podczas jogi) faza assemblacji rozpętała się na dobre. Gifcikowy potencjometr 1k firmy Amphenol to rarytasik nieziemski, chwilowo robi za regulator symetrii ale finalnie to chyba nie wyląduje w zasilaczu, szkoda mi go jakoś. Wyciągnęłam swój ulubiony śrubkowy pierdolniczek no i teraz pracowite kombinowanie jak tu całość poskładać, oczywiście oryginalne części mechaniczne też w użyciu, ale wymiana wnętrzności oznacza także - Wielką Improwizację. Oby nie wyszły Dziady. Wyszło na to, że klapka do futerału UM-112 idealnie nadaje się jako podstawka-zabezpieczenie frontu podczas prac. Mechaty filc mięciutki jest to i aluminiowej blaszce wygodnie. Test trackingu na dwa woltomierze dla wybranych napięć. No i wyszło, że zasilacz wyciąga 30V, ale to dla stanu prawie jałowego, więc póki co bez przedwczesnych orgazmów, poczekamy na testy prądowe i jak zareaguje na 1A. Symetria idealna, ale zmiana układowa była - rezystory dzielnika dla wzmacniacza błędu układu śledzącego zmieniłam z 100k na 10k. Na pełnej skali rozjeżdża się o jakieś 0.5V, prawie nic, a doregulowanie błyskiem. ![]() No właśnie, a'propos zakresu regulacji symetrii - no więc w połowie skali, plusowe na 15.0V, ujemne dla skrajnych wartości potka - widać, że można się wyginać o około 1.5V w obie strony, to w zupełności wystarcza. ![]()
Oto i koleżka LM723 w blaszanym wykonaniu firmy Tesla, czyli obudowa TO-100 łapkami do góry. Na nóżki 5 (V-) oraz 10 założyłam kawalątek rurki izolacyjnej, aby się ładnie oparł o płytkę, nie potrzeba wtenczas nóżek mu przycinać, bo wycyrklowane idealnie prawie. A to ostatnie chwile przed finiszem uzbrajania modułku regulatora napięcia. Widać LM741 takoż w blaszanej obudowie, no i o to cała walka była - aby nie tylko z zewnątrz, ale i we środku zachować pewne akcenty retro. I myślę, że się udało w pewnej mierze. Wiącha przewodów pomiędzy modułem regulatora prądu i napięcia, kolorowe z uszami pod śrubkę. Nie wiem czy z grubością tych przewodów nie przegięłam nieco, ale póki co idzie się z nimi dogadać i jakoś poukładać w obudowie. No i mamy modułek regulacji napięć na miejscu swym docelowym. Na koniec pamiątkowa focia rezystorów ogranicznika oraz przygotowania kabelków do tranzystorów mocy. Kolorowe, opisane numerkami bo tu lepiej się nie pomylić jednak.
Wieczór pod znakiem składania w całość modułu regulacji napięcia. Powolutku to idzie, bo duszno straszliwie i bardzo trudno się skupić na czymkolwiek.
Sobota w sumie cała się zeszła na walkę z tym ustrojstwem, ale progres sumarycznie jest. Tak więc po kolei - pierwszy test z transformatorem toroidalnym, trafko do sieci przez żelazko załączone czego na fotkach nie widać, szkoda. Pomiędzy trafko a modułek prostownika rezystory 1.5Ω dla bezpieczeństwa. No i proszę, mamy symetrycznie względem masy 35V stałego. Rychło w czas, ścieżki powlec cyną zapomniałam, nadrabiam. Walka z zawieszeniem transformatora - zaczynamy od demontażu zadka. Otworek trzeba sprawić na przełącznik zakresów prądowych. Tak, tak - będzie na tyle jednak. A wydłubanie otworka trzeba teraz zrobić, ponieważ belka pod trafkiem scali obudowę i już takich rozbieranek do goła dalej nie będzie. Przy okazji widać jak się pod tranzystorami mocy smażyło, no ciekawe życie miał ten zasilacz, nie powiem. Na drugim takie same ślady. Po sporej dawce opiłków otworek na przełącznik jest, czas oczyścić listwę lutowniczą na tyle i spinamy boczki. Uwielbiam naszą Castoramę za te wszelkie drobne popierdółki montażowe, kątowniczki, śrubki i inne takie. Proszę, udało się wymyślić zawieszenie belki z gotowych elementów. Skoro most na trafko zamontowany to jeszcze gumeczka ku wygodzie i można je tymczasowo przykręcić aby finalnie testy tej części zasilacza wykonać. Okablowanie regulatorów LM317 i LM337, grubaśne przewody, ale pokolorowane i opisane opaskami numerycznymi. Ceregiele z montażem LM-ek do radiatora, i podkładki silikonowe i pasta i tulejki izolacyjne, łomatko, no ale to konieczność. Radiatory są galwanicznie odseparowane od chassis, ale w LM-kach końcówka OUT jest na uszku metalowym obudowy TO-220, a oba regulatory współdzielą radiator. No więc i one odseparowane być powinny. Przewody pozapinane w wiązkę, w miarę odprężone, aby nic się tam nie odgięło z biegiem czasu i ponownie test czy to jeszcze dalej działa. Podcięcie prądowe 50mA trzyma jak zaczarowane, to domyślny stan regulatorów przy nieaktywnych przekaźnikach. Test na zwarcie zdany, czyli dalej 50mA. W pokoju bałagan nieziemski, ale tego zdjęć już nie będzie.
Po całym piątku spotkań z ludźmi z biznesu na usta się ciśnie - niezłe stado kołków. No i to pierwsza fotka właśnie. A na kolejnych montaż modułu prostownika i regulatorów prądu. W sumie czarów żadnych nie ma, ale uważać trzeba ponieważ tam i prądy spore i w sumie napięcia powyżej trzydziestu. Rezystory rozrośnięte trzy i pięć watów, uniesione nad płytkę aby cyrkulacja powietrze była odpowiednia.
Wpis kumulacyjny odrobinę, ponieważ i za wczoraj. No więc mierniczki cudne dwa takie dostałam jak poniżej, po prostu zdębiałam na gifcik taki, ale te moje walki z zasilaczem i zbieranie wszelkich przydatnych ku temu rzeczy szerokim echem po firemce się niosą...no i jest. To miliamperomierze 400mA, tak naprawdę to ponownie ustroje 100uA jeno z malusim drucianym bocznikiem w środku, przy okazji wymiany skal pokaże interior. A póki co są sobie jako zapas, gdyby się jakieś nieszczęście z oryginałami od Meratronika stało. Oto i drugi modułek zasilacza, regulator wiodący na LM723 w metalowym kubełku wespół z częścią śledzącą na LM741, także na metalowo. Z ta płytką o wiele mniej problemów było ponieważ rozmiar mniejszy i cała na stopie żelazka się mieściła. Wyszło przyzwoicie i raczej repetycji nie przewiduje, no chyba że jakiś błąd fatalny się okaże podczas montażu czy uruchamiania.
A tym razem wystawa ze zdobyczami, które mi sprezentowały mega uczynne kobietki z przezwajalni silników na naszym zakładzie, ale czad! Kolorowe kable i opaski z cyferkami do oznaczania przewodów, to mi się bardzo przyda. Wychodząc z hali, w kontenerze na śmieci pasek tekstolitu mi wpadł w oko i łapy, pozwolili sobie zabrać. Cholernie gruby jakby laminat i właśnie idealny do zamocowania transformatora tak, aby miał naturalne cyrkulacyjne chłodzonko. A do obróbki to przyjazny dość materiał i sama sobie powiercę otworki wszelkie bez chodzenia po prośbie do ludzi. Transformatorek odebrany z Wolumenu przez duszę przyjazną też mi dziś nadjechał, w sumie to w okolicach weekendu będzie składanie tego w całość...Zostaje nieruszony temat płytki regulatora śledzącego...nie wiem czy się nie złamię i nie podrutuje tego na uniwersalce, ech...złe myśli.
Na spokojnie, nikt nie goni, przespawszy się z ewentualnymi pomysłami i wątpliwościami - chlup! Płytka w wytrawiacz. No i szczerze mówiąc - tragicznie chyba nie jest. Idealnie też nie, ponieważ żelazko moje stopę ma już niezbyt wystarczającą do tak obszernych laminatów. I nagrzanie problematyczne się robi i wcieranie tonera flanelowym supełkiem. Wniosek taki, w formie ostrzeżenia dla mnie - takie wymiary pcb to już granica, poza którą wykroczywszy narażam się na prasowanie tonera na nowo z powodu ubytków. Tym razem jakoś się udało i tylko niewielkie poprawki flamastrem do płytek CD musiałam zrobić. No nie ma łatwo.
Walka z Kicad, ech...No ale po kilku godzinach pracowitego przekładania elementów jakoś udało się uzyskać mozajke nadającą się do wykonania metodą żelazkową. Schemat-monolit został rozbity na dwa: cześć prostownika i ogranicznika prądu, drugi to będzie właściwy śledzący regulator napięcia. Na jedną płytkę to by nie weszło, a poza tym modularyzacja daje mi możliwość modyfikacji parametrów - w perspektywie podniesienie wydajności prądowej (lub zmianę pokrycia zakresów) lub zwiększenie napięć wyjściowych. Ale to kiedyś. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]()
Pierwsze próby poukładania sobie w głowie i w obudowie tego, co wewnątrz zasilacza upchnąć muszę. Trafka póki co nie ma, ale gabarytami rolka taśmy malarskiej akurt pasuje, zatem na niej przymiarki jakby transformator mógł odnaleźć się wewnątrz skrzynki. Wyszło na to, że najlepiej będzie zawiesić go na takim jakby mostku-poprzeczce w poprzek obudowy. Będzie w środku ciężkości całego pudła, to po raz. Po dwa nie będzie spodem dotykał większej powierzchni, ale raczej jakby wisiał nad spodnią płytą, co mu zapewni nieco lepsze warunki termiczne. Oczywiście dokładne wymiarowanie otworków w nowej płytce, wychodzi rozstaw 60x142 mm. Płytka niby całkiem spora, ale i tak gimnastyka zapewne mnie czeka...
Raz kozie śmierć, a biorąc pod uwagę szczerzące zębiska z meratronikowego trafka 230V i inne takie po 50V, to może i dosłownie. A póki co mały teścik na uzwojeniu 2x20V, no i oczywiście cały czas na ograniczeniu 100mA. W stanie jałowym, zaraz za mostkiem, na pojemnościach było 2x27V. Załączone układy zasilacza przy Uwy=10V i zadziałanej podcince (100mA) obniżyły napięcie na mostku do około 23V. No i widać, że ostrożnie teraz trzeba, o ile radiatorki LM317/337 są chłodne, bo w sumie nic im się nie dzieje, to te pod regulacyjnymi tranzystorami BD911/912 zaczynają robić się ciepłe i to całkiem, całkiem. Muszę pilnować, aby nie uszkodzić płytki stykowej gorącym elementem, bo łatwo się tu zapomnieć.
I kolejna zmiana podejścia, powrót do LM723 ale w układzie hybrydowym z LM317, bo zawściekłam się okrutnie i nie będzie mi tu żaden scalak fikał. Po nowemu LM317 pracuje tylko i wyłącznie jako ogranicznik prądowy i jest matematycznie przewidywalny wzorkiem Iout=1.25/Rlimit. Wstawiłam mu w obwód 2x6.2R/2W - trzyma na zwarciu prąd 100mA i nawet nie piśnie, super. Obwody z LM723 zostały pozbawione ogranicznika prądu i na tym układzie kilka testów. Dalsze zakusy to dobudowanie toru ujemnego, analogicznie LM337 jako ogranicznik dla minusowych prądów, no i BD912 jako regulator. Powstało zagadnienie radiatorków, choćby maleńkich, bo i dla 100mA straty niewielkie. Dumnym dawcą ogranów (radiatorów) została stara przyniesiona ze śmietnika nagrywarka DVD. No i skoro miało być retro, no to proszę, nasz staropolski układzik UL741 jako wzmacniacz dla toru ujemnego, dwa różne egzemplarze i widać, że są w nich różnice, napięcia potrafią się rozjechać. Witamy w klubie fanów Unitra CEMI. Układzik zadziałał pierwszorzędnie, no może z dokładnością do kilkudziesięciu mV rozjazdu plus-minus. Wymiana wzmacniacza operacyjnego na LM741 w metalowym kubełku TO-99, cudności normalnie bo całość dalej działa i to jakby z deczko mniejszym błędem. Rzut oka na LM-kę na wystawie oraz w układzie. Składniki kolejno: LM317 jako ogranicznik prądu, LM723 jako regulator, obciążenie dodatnie rezystorem 100Ω Potek do precyzyjnej regulacji równowagi plusa i minusa, to jest odpowiednik tego potencjometru `tracking` z płyty czołowej P303, dłuży do doregulowywania ujemnej połówki, gdy ta się nam rozjedzie. I tak coś czuje, że ten potencjometr wyląduje tam gdzie jest jego oryginalne miejsce. A przełącznik Imax...to już sama nie wiem, na tyle może? Po prawej helipot do zadawania napięcia, wspólny dla obu połówek. Połówka ujemna, LM337 jako ogranicznik, LM741 jako wzmacniacz sterujący negatywnym BD912, drugi rezystor 100Ω jako testowe obciążenie. Chwila radości, jak działa tracking dla tych mizernych napięć, co poskładałam z dostępnych zasilaczy, na wejściu podaje +/-15V, widać że z wyjściem dochodzi do około 9V, potem włącza się ogranicznik. Wartości plus i minus rozjeżdżają się w porywach o 200...300 mV, ale dla każdego ustawionego napięcia dodatniego idzie małym potkiem doregulować dokładnie ujemne. Może to i deko upierdliwe się wydaje, ale ... w końcu tak działał oryginalny P303.
No więc robimy `dobrą zmianę`. W związku z tym, że nad parametrami prądowymi układu na LM723 póki co nie umiem zapanować, a czas przeznaczony na projekt zaczyna się marszczyć wdrażamy wersję alternatywną (co nie znaczy, że gorszą) opartą na LM337+LM317 w konfiguracji z symetrycznie zapiętym jednym potkiem do regulacji. Do LM723 zapewne jeszcze wrócę, ale jednak lepiej bez spiny, na spokojnie. Jak na pierwsze podejście nie jest źle, prawie równe 7V do zdjęcia na plus i na minus. Regulacja symetri jest upierdliwa nieziemsko, ale to cena za prostotę układu.
No to zaczynamy radosną rzeźbę w drucikach, w rolach gównych LM723 w obudowie DIL, łatwo w płytkę stykową wpasować i niedrogi, a ryzyko jednak jest. Druciak testowy zasilany z Lucyferka na różnych napięciach i z włączonym ograniczeniem, więc w miarę bezpiecznie. Ładnie widać moment zadziałania ogranicznika prądowego, ale do wyliczeń trzeba brać nie 0.6V tylko nieco więcej - 0.7V. Po drugie, prąd zwarcia zależy od napięcia wejściowego, parametrów tranzystora odcinającego i R ogranicznika i tu taka dla mnie uwaga, czy spostrzeżenie raczej - progi prądowe będę miała raczej orientacyjne i co gorsza różne dla dodatniej i ujemnej połówki, nie ma bata abym upilnowała identyczności obu kanałów. No ale to ma być zabezpieczenie przez awarią, a nie precyzyjne źródło prądowe. Kolejna sprawa, która wyszła a nie jest jakoś poruszana w dostępnych opisach, a przynajmniej tych, które czytałam - moc rezystorka sterującego tranzystorem regulacyjnym, to R102 o wartości typowo 560Ω, no tak. W stanie zwarcia zasilacza tranzystor T102 się nasyca i wtenczas praktycznie całe napięcie co jest przed regulatorem odkłada się (przez także wysterowany tranzystor w LM-ce) na tym biednym rezystorze. Zgrubne wyliczenia pokazały mi, że dla 560Ω i 25..30V to jest jakieś 1.5W co jest sporą wartością i muszę się zastanowić co z tym dalej zrobić. ![]()
Owocna wyprawa na Wolumen, małe a cieszy. Oto udał mi się upolować samą nasadkę przezroczystą na kontrolkę do zasilania. Czerwona jest zajefajna, ale wsadzenie trójkolorowego LED do sygnalizacji zakresów prądowych wymaga transparentnego kapturka, no i jest. Do tego garść drobnicy - tranzystory mocy BD911/912 i reszta zgodnie z projektami co wspominałam wyżej. Mega hit to dwa układy LM723 dokładnie w TO-99, ale to na potem, wszelkie eksperymenty na druciaku będę robiła na tanim '723 w plastikowym DIL, bo jednak mogą być ofiary.
Temat przeskalowania woltomierza. Oba mierniczki cudne to są tak po prawdzie mikroamperomierze 100uA, skalowanie wartości zapewniały układy zasilacza. W moim rozwiązaniu będzie podobnie, ale konieczna jest zmiana podziałki ustrojów. Na początek sprawdzenie, jak mogłoby to wyglądać dla woltomierza. Cała sztuka nie jest w sumie skomplikowana, ot - rozmontować oryginalny miernik, wyjąć skalę, zeskanować, poprawić w programie graficznym, wydrukować na ładnym sztywnym kartonie i zamontować w miejsce oryginału. Największy stres był z otworzeniem obudowy, użyto nakrętek-tulejek i rozkręcenie tego wymagało sporej ostrożności, no ale najgorszy jest pierwszy raz. Aktualnie wydziergana w KolourPaint skala jest do 25V, ale gdy zajdzie kolejna potrzeba zmiany podziałki - problemu już nie będzie, bo mam już na to patent. Oczywiście po zmianie skali mały test jak miernik się sprawuje. Jak nietrudno wyliczyć, pełne wychylenie ustroju 100uA przy napięciu 25V wymaga posobnika 250kΩ, stąd rezystor 180kΩ oraz przerośnięty helipot 100kΩ do dokładnego wyskalowania i robimy teścik. Po mechanicznym wyzerowaniu trzyma skubaniec podziałkę jak zabetonowany, super!
No cóż tu pisać, rozbiórka klamota i tyle. Żadnej radości z tego nie miałam, choć nie ukrywam - elektronikę to wręcz uwielbiam rozkręcać, no ale nie tym razem. Aluminiowy front poszedł do czyszczenia woda z mydłem, po zabiegu wygląda jak nowy, fabryczny. Wszelkie części mechaniczne muszę oczywiście zachować, oryginalne płytki drukowane także, będą na wzór dla nowych.
Testy mikroamperomierza, jeszcze w obudowie, idealnie trzyma 100uA, co napawa optymizmem. Oględziny oraz rozmyślania na temat oryginalnego transformatora. Niestety okazało się, że dwa zestawy 6,20+20,50V wykluczają jego reużycie. Przez chwile zastanawiałam się, czy nie zdjąć nieco napięcia po stronie pierwotnej czymś w rodzaju autotransformatora, ale w sumie - pomysł bez sensu. Takie dziadowanie. Jak robić odbudowę wnętrzności, to już z sensownymi parametrami prądowymi, a jak mi wychodzi z codziennej praktyki - 1A przydaje się nader często. A oryginalne trafko ... no nic, jakoś się zagospodaruje. Albo wymieni na coś.
Zasilacz Meratronik P303 ze zdjętymi osłonami obudowy, czyli tak zwane rozbierane fotki. Jedyna drobna ingerencja we wnętrze to odkręcenie płytki drukowanej za mikroamperomierzami celem zbadania co one są. Tak ogólnie to z całego tego urządzenia powiało mi historią i pracownią elektroniki z lat 80-tych. Szkoda, że to nie moja epoka i że te czasy znam tylko ze słyszenia, z królującej wtedy muzyki rockowej i metalowej, no i z majstrowania przy pochodzącej z nich elektronice.
Prosto z trasy - oto zdobycz kwartału: zasilacz Meratronik P303. A właściwie jego trup. #slowanawiatr, czerwiec-wrzesień 2018 |
![]() |
![]() |
![]() |